Oko na kluski dyniowe z Szałwią

Uwielbiam kolory jesieni. Dochodzę do wniosku, że pod względem wizualnym to naprawdę piękna pora roku, zwłaszcza jej początek. Lubię czas, kiedy liście żółte, bordowe, brązowe, pomarańczowe wciąż jeszcze są na drzewach. Otacza nas wtedy wizualne ciepło. Tak jakby przyroda chciała  żebyśmy chociaż wzrok nacieszyli ciepłem barw skoro słońca jest już coraz mniej a wieczory coraz szybciej otaczają nas ciemnością.

Zmienia się pora roku, zmienia się też to co zjadamy. Do łask wracają gęste zupy, makarony, dania jednogarnkowe i …kluski!

Osobiście uwielbiam kluski. Wszystkie! To moja miłość od pierwszego wejrzenia!

Kopytka, śląskie, szare najczęściej królowały na stole  mojego dzieciństwa. Do tego sos, najczęściej pieczeniowy. Mmmmm ……….uwielbiałam.

Były też kluski niezbyt atrakcyjne pod względem wyglądu ale smakowo wspaniałe. Kluski, które ratowały rodzinny obiad gdy w lodówce czasów PRL-u niewiele było.

Kluski łyżką kładzione. Robione „na oko”. Mleko, jajko, mąką i już. Ile się nalało mleka to odpowiednio dużo trzeba było dodać mąki, żeby konsystencja była odpowiednia. Wymieszane, kładzione łyżką na wrzątek. Podawane ze smażoną cebulką czasem z podsmażaną kiełbasą.

Zastanawiałam się jak je urozmaicić, jak zmienić ich smak. Czasem zamiast mleka dodaję ser ricotta i trochę gałki muszkatołowej ale dopiero rzut oka na przepis z wykorzystaniem dyni i szałwii zmienił jakość moich szybkich klusek.

Po prostu zamiast mleka czy sera dodaję rozgotowany lub upieczony miąższ dyni.

Od pierwszego dnia tak podane kluski znikają w ilościach nieprzewidywalnych.

Przy okazji mój syn, który na dynię nawet nie spojrzy, zajada wszystko ze smakiem i prosi o dokładkę. Taki mały trick. Na pewno stosowany przez wiele mam. Czego nam trzeba? Dyni, liści świeżej szałwii. Dynia moim zdaniem najlepsza jest hokkaido. Ile? Tego tak naprawdę nie wiem. Zawsze daję wszystkiego na wyczucie czyli „na oko”. Połowa średniej wielkości dyni hokkaido powinna wystarczyć na kluski dla czteroosobowej rodziny.

Dynię możemy upiec w kawałkach w piekarniku – po uprzednim usunięciu pestek. Możemy też pokrojoną w kostkę dynię, pozbawioną pestek i skóry włożyć do garnka, zalać niewielka ilością wody i rozgotować. Zanim zaczniemy mieszać składniki miąższ musi być zimny albo chociaż przestudzony. Dlatego zazwyczaj przygotowuję go dzień wcześniej. Jeśli dynię piekę – a taka da bardziej wyraźny smak  – zostawiam ja w piekarniku do wystudzenia i następnego dnia wybieram miąższ łyżką. Dynia może być każda. Piżmowa, hokkaido, muszkatołowa, zwyczajna. Każda się nadaje. Każda spowoduje, że kluski będą miały inny dyniowy posmak .

Składniki:

½ średniej wielkości dyni hokkaido

1 jajko

mąką – pszenna, orkiszowa jaką lubicie

garść świeżych liści szałwii opłukanych i wysuszonych

2-3 łyżki masła

Sól, pieprz, gałka muszkatołowa

Przygotowanie:

Dynię pieczemy lub dusimy do miękkości.

Jeśli pieczemy to w piekarniku nastawionym dolne grzanie termoobieg na 180 º C. Pieczemy około 15-20 minut jeśli dynia jest pokrojona na kawałki. Po wystudzeniu miąższ wyciągamy łyżką i przekładamy do miski w której będziemy mieszać składniki.

Jeśli dynię dusimy to wystudzeniu przekładamy ją do miski. Gotowanie będzie trwać tez około 15-20 minut.

Do miąższu dodajemy całe jajko, sól, pieprz i trochę startej gałki muszkatołowej.

Mieszamy wszystko dokładnie.

Na kuchence nastawiamy garnek z posoloną wodą do której będziemy wkładać nasze kluski.

Do dyni zaczynamy dodawać mąkę. Myślę, że na początek można spokojnie wrzucić całą szklankę. Mieszamy. Teraz ilość dodanej mąki zależy od konsystencji ciasta. Nie może być „lejące”. Nie może to być zbita kula. Ciasto musi się ciągnąć, z dużą ilością pęcherzyków powietrza i w miarę łatwo musi się nabierać na łyżkę.

Kiedy nabieramy ciasto – tak mniej więcej na pół łyżki bo kluski jeszcze urosną – ocieramy krawędzią łyzki o ściankę miski, żeby oddzielić ciasto.

Kluski zaczynamy kłaść na wodę dopiero jak będzie wrzała. Przed rozpoczęciem należy łyżkę zanurzyć we wrzątku, będzie się łatwiej nabierać ciasto.

Woda wrze a my kładziemy ciasto aż wykorzystamy wszystko.

Czekamy kilka minut od czasu wypłynięcia klusek na wierzch i…już. Możemy odcedzać.

W między czasie na patelni na bardzo małym ogniu roztapiamy masło. Potem wrzucamy całe liście szałwii. Od czasu do czasu mieszamy. Smażymy je do czasu aż będą chrupiące. Trwa to kilkanaście minut. Trzeba uważać, żeby nie przypalić masła. A przynajmniej, żeby nie przypalić go za bardzo. :o).

Kiedy szałwia jest chrupka. Przekładamy kluski na półmisek i polewamy masłem z szałwią. Gotowe do zajadania!