Elizabeth siedzi w szkolnej ławce wraz z koleżankami. Patrzy na wchodzącą do sali nauczycielkę. Czuje, że wszystkie mięśnie jej ciała stają się napięte. Do oczu napływają łzy, ale nie chce ich pokazać, więc przymyka powieki. Z lękiem oczekuje odczytania wyników egzaminu kończącego trzyletnią naukę. Padają po kolei nazwiska koleżanek i stwierdzenie – zdała. Bettina tak bardzo chce usłyszeć to samo przy swoim nazwisku, choć w sercu przeczuwa porażkę. „Elizabeth Ravasio – nie zdała”. To zdanie dźwięczy jej w uszach. Jest bliska szlochu, całą siłą woli opanowuje swoje drobne ciało, aby nie wybiec z klasy. W głowie kołacze się myśl – jestem nikim, nie mam przyszłości.
Ukończenie trzech klas szkoły z pozytywnym wynikiem egzaminu dawało możliwość pracy w pobliskiej fabryce tkanin, znanej w całych Włoszech. To była szansa na lepszą przyszłość. Bez pozytywnego wyniku na świadectwie nikt jej nie zatrudni, ani teraz, ani nigdy.
Jak będzie wyglądała jej przyszłość, czy będzie mogła założyć rodzinę? Bettina przeżywa upokorzenie i wstyd. Jest najgorszą uczennicą. Jak ma sobie sama poradzić z tym uczuciem?
Kiedy tylko może opuścić salę, wybiega i nie zwracając uwagi na wyboistą drogę, potykając się często, biegnie do domu. Bardzo chce przytulić się do ukochanego dziadka i zwierzyć się ze wszystkiego co wypełnia jej serce. Wchodzi do kuchni, z buzią mokrą od łez opowiada co się wydarzyło. Rodzice słuchają, ale nie znajduje u nich zrozumienia. Przecież w domu jest zawsze dużo pracy, mama ze względu na swoją chorobę nie może zajmować się obowiązkami. Pomoc córki jest niezbędna, więc będzie miała zajęcie, nie musi pracować w fabryce.
Tak przedstawiona przyszłość przez najbliższych nie stanowi pocieszenia, jest jak dodatkowy kolec wbijany w serce dziewczynki. Nikt nie rozumie jej żalu, nikt nawet nie próbuje zrozumieć co przeżywa. Zrozpaczona idzie do swojego pokoju, w ubraniu kładzie się na łóżku, przytula twarz do poduszki i łzy zalewają jej oczy. Wraca myślami do trzech szkolnych lat. Przypomina sobie początki nauki. Szybko przyswajała nowe wiadomości. Często zaskakiwała nauczycielkę umiejętnościami. Z czasem jednak przybywało jej obowiązków domowych. Sprzątanie, pranie, zakupy, to wszystko nie pozwalało jej poświęcić czasu na naukę w domu. Mimo wypełnionego pracą każdego popołudnia, rankiem wstawała z radością do szkoły. Kłopoty zaczęły się w ostatnim roku. Nauczycielka zauważyła pracowitość dziewczynki. Postanowiła wykorzystać ją do pomocy we własnym domu. Bettina zamiast pracować w szkolnej ławce musiała wykonać polecenie pani: przynieść zakupy, albo posprzątać pomieszczenia. Już wtedy w głowie kołatało jej się pytanie: jak sobie poradzi z egzaminem? Przed oczami stanął jej ten moment, kiedy w upalny dzień niosła ciężkie zakupy ze sklepu, wchodząc do sali lekcyjnej widziała uczące się koleżanki i poczuła zazdrość. Bardzo chciała zajmować się tym samym. Interesowało ją wszystko to, co było nowe. Nie miała jednak w sobie tyle siły, aby nie zgodzić się na polecenia nauczycielki. Nikt też nie wstawiał się za nią, nikt nie przejmował się jej przyszłością.
Płacząc, kuliła się na łóżku, jej serce wypełniała samotność i upokorzenie. Rękami zasłaniała mikrą od łez twarz. Z bezsilności i zmęczenia zasnęła. Sen przyniósł jej ukojenie i przeżycie, którego nigdy nie zapomni.
Zobaczyła Jezusa. Podszedł do niej, delikatnie osuszył dłońmi łzy na policzkach. Uśmiechał się pięknie i łagodnym głosem, pełnym miłości, przemówił do niej: „Nie płacz więcej moja maleńka i nie nazywaj nikogo więcej swoim nauczycielem. Odtąd ja na zawsze będę twoim nauczycielem i nauczę cię wszystkiego i nie będziesz wiedziała czego cię nauczę.” Delikatną, świetlistą dłonią pogłaskał ją po twarzy i dodał: „Pamiętaj, że nauczycielem dla ciebie jestem ja”.
Kiedy się obudziła wypełniała ją radość i spokój. Już nie płakała. Nie czuła się gorsza od innych. Podjęła w sercu postanowienie: nie poddam się! Jesienią jeszcze raz stanę do egzaminu i zdam!