Tytuł reportażu musi nas zatrzymać i skłonić do zastanowienia dlaczego autor tak je określił. Czy dlatego, że śmierć jest tam na wyciągnięcie dłoni, czy może z powodu milczącej zgody świata na ludzką tragedię?
Kaukaz poznawany w czasie wielu podróży i opisany przez Wojciecha Jagielskiego to miejsce wielonarodowe, wielokulturowe, z których każda społeczność wierzy w swoje historyczne prawo do tego terenu. To jeden z powodów, dla których trudno o pokój w tym obszarze. Dziennikarz zagłębia się w panującą tam sytuację, nie oceniając, ale starając się zrozumieć. Czasem ulega emocjom, częściej jednak fachowym, zimnym okiem reportażysty opisuje ludzi i zdarzenia, dla nas żyjących w pokoju, trudne do zaakceptowania. Opisy dramatów jednostek, z którymi czytając utożsamiamy się, a także całych narodów zbudzonych po wieloletnim zniewoleniu rosyjskim. Marzenia o wolności, państwowości, samostanowieniu zderzające się z niechęcią państw ościennych, brakiem międzynarodowej akceptacji oraz powszechną korupcją.
Czy można żyć w miejscu, gdzie wyjście na targ po warzywa kończy się śmiercią, gdzie powszechna jest samotność i brak nadziei, a na twarzach ludzi nie gości nawet cień uśmiechu? Odpowiedź na to pytanie nie ma znaczenia, bo wojna nie jest wyborem jednostki, a mimo to dotyka każdego.
„Stary siedział na kamieniu przy drodze. Wyglądał jak żniwiarz, który oparty o kosę odpoczywa na polu. Tyle, że stary opierał się nie o kosę, ale o karabin. Widzieliśmy go z daleka, bo droga w tym miejscu pięła się stromo w górę, a on siedział na samym szczycie pagórka”
Opisy, które jak pędzlem malują obrazy tamtego świata budzą podziw dla autora, wzruszają, jednocześnie wstrząsając dramatem.
Ta książka nie jest łatwa w odbiorze. To szczegółowe studium koszmaru wojny, warte zastanowienia i przemyślenia, bo nie zawsze to co przyjemne jest wartościowe.