Kiedyś o świętach zaczynałam myśleć dopiero po 6 grudnia. Kiedy zarówno aura jak i wystawy w sklepach przypominały mi jak blisko jest do świąt i przypominały o konieczności szukania prezentów.
Teraz o świętach zaczynam myśleć na początku listopada. Co się zmieniło? Świąteczne słodycze pojawiają się dużo wcześniej w popularnych dyskontach. Z pewnością przypominają o świętach. Platformy VOD dodają lub ponownie udostępniają filmy o tematyce świątecznej. Wystarczy wpisać hasło „Boże Narodzenie” czy też „Christmas „i …. pokazuje się nam pełna gama nowych, świątecznych możliwości. Przyznam, że mam ulubioną komedię świąteczną i nie jest to wcale nieśmiertelny Kevin a „To właśnie miłość” – wspaniały, mądry i naprawdę śmieszny film. Można oglądać go każdego roku, bo jego przesłanie jest zawsze aktualne i daje do myślenia. Ale to nie filmy decydują, że myślę o świętach w listopadzie, nawet nie dołączane do zamawianych książek katalogi w świątecznym anturażu z atrakcyjnymi obniżkami.
O świętach w listopadzie myślę z dwóch powodów. Po pierwsze chcę przegonić ponure dni, pełne wczesnych ciemności i mgieł więc wyciągam wszystkie możliwe świąteczne światełka i rozwieszam gdzie się da byle było przyjemniej, bardziej nastrojowo bo nie znoszę górnego światła. Przygaszonym światłem lampek i świec nastrajam się na święta.
Po drugie od kilkunastu lat to ja je organizuję i przygotowuję. Przestałam być pomocnikiem, zostałam szefem kuchni. A szef kuchni musi planować. Zwłaszcza taki, który, tak jak ja, nie lubi pośpiechu, nadmiernej bieganiny, chaosu. Doszłam do wniosku, że co mogę, muszę zrobić wcześniej. Jakoś tak dziwnie się układa w rodzinnym życiu, że nagle przed świętami nakłada się mnóstwo nieoczekiwanych, dodatkowych spraw. Czasu nie da się rozciągnąć i zostaje wtedy pośpiech, bieganina. Zazwyczaj w okolicach 11 listopada zaczynam przygotowywać to co mogę na święta. W ten sposób też rozciągam świąteczny czas ile się da.
Nic tylko pichcić coś w kuchni
Co idzie na pierwszy ogień? Bigos! Ale jaki bigos!
To mój mąż pokazał mi ten przepis, autorstwa Macieja Kuronia, wygrzebany z jakiegoś dodatku do świątecznej gazety z lat 90-tych.
Uważam, że nie ma lepszego bigosu. Przygotowuję go na raty. Najpierw wszystkie mięsa, kiełbasy i cebula – bo to chyba jest najbardziej pracochłonne. Na drugi dzień reszta. Potem prze dwa, trzy dni podgrzewam, żeby nabrał wyraźnego smaku. A potem zamrażam. Tak po prostu. Część zjadamy w święta, część w sylwestra. Jeśli coś zostanie to wykorzystuję na szybki obiad w zimowe miesiące.
Drugie w kolejce do wcześniejszych przygotowań są pierogi – też mrożę, a potem pierniki ale ciasto trzeba przygotować na początku listopada o czym za tydzień.
Teraz czas na bigos!
Składniki:
- 1 kg kapusty kiszonej
- 1 kg poszatkowanej białej kapusty
- 2 kg rożnych mięs – piersi kurczaka, cielęcego, wołowego, wieprzowego – może być mniej np. kg, jeśli ktoś tak woli.
- 500 g kiełbas – np.: czosnkowej, jałowcowej, myśliwskiej
- 250 g wędzonego boczku lub okrawków z wędlin
- 500 g kwaśnych jabłek (sprawdza się szara reneta)
- 4 średnie cebule
- 100 g śliwek
- 100 g suszonych grzybów
- 4 liście laurowe, 10ziaren pieprzu, 10 ziaren ziela angielskiego, 10 ziaren jałowca, 4 goździki
- łyżeczka: kminku,
- 2 łyżki majeranku
- 250 ml czerwonego wytrawnego wina
- 4 łyżki koncentratu pomidorowego
- 100 ml oleju
- 1 łyżeczka cukru
- 1 łyżeczka zmielonego pieprzu
Przygotowanie
Pierwszy dzień:
Cebulę obieramy i kroimy w kostkę.
Boczek pokrojony podsmażamy, dodajemy cebulę i podsmażamy aż się zeszkli. Kiełbasę obrana z osłonek kroimy w kostkę i dodajemy do cebuli. Smażymy jeszcze chwilę. Odstawiamy na bok.
Mięsa kroimy w kostkę jak do gulaszu, obsmażamy na oleju. Na początku mięso puszcza wodę więc czekamy aż się płyn odparuje i potem lekko zrumieniamy mięso. Następnie posypujemy pieprzem, majerankiem i cukrem – po łyżeczce – i dusimy jeszcze około 20 minut. Odstawiamy na bok.
Drugi dzień
Kapustę kiszoną siekamy, kapustę słodką tak samo. Obie wrzucamy do garnka i dusimy jakieś 20-30 minut.
Wszystkie przyprawy oprócz majeranku, cukru i mielonego pieprzu zalewamy w garnuszku 0,5l wody, gotujemy 15-20 min na małym ogniu. Potem przecedzamy i ten bardzo aromatyczny wywar dodajemy do odcedzonej kapusty. Jeśli kapusta ma za mało wody to jej nie odcedzam bo lubię bigos z dużą ilością sosu własnego.
Jabłka obieramy i kroimy w cienkie plasterki.
Jabłka, mięso i kiełbasę dodajemy do kapusty. Mieszamy i dusimy jakieś 15-20 minut, mieszając od czasu do czasu.
Myjemy grzyby i śliwki. Kroimy je na mniejsze kawałki i dodajemy do kapusty i znów mieszamy jak to przy bigosie. Dusimy jakieś 15 minut.
Na sam koniec wlewamy wino wymieszane z przecierem pomidorowym i znów mieszamy. Dusimy jeszcze jakiś kwadrans. Wyłączamy.
Najważniejsze zadanie za nami. Teraz zostanie tylko dosmaczanie.
Przez kolejne dwa dni podgrzewamy bigos do wrzenia. Zachwyt gości gwarantowany.
Tegoroczny bigos będę przygotowywać w ten weekend i wtedy pochwalę się zdjęciami. I tylko zdjęciami bo smaku ani zapachu nie będę mogła przekazać.