Film, który wszedł na ekrany w czerwcu tego roku nie zaskarbił sobie sympatii recenzentów. Opinie, które przed jego obejrzeniem przeczytałam, nie zachęcały do poświęcenia mu czasu. „Anna” w reżyserii Lucca Bessona ukazana została przez oceniających jako płytka, nieudana próba wskrzeszenia „Nikity”.
Oglądając film, można się zasugerować opisami i uznać, że niczego nowego nie wnosi.
Jednak dla mnie uderzające było pragnienie wypowiadane jednym słowem: „wolność”, przez główną bohaterkę Annę, w której rolę wcieliła się Sasha Luss.
W dzisiejszym świecie, w którym kobiety mają ogrom praw, wolność jest ciągle marzeniem wielu z nich. Jesteśmy uwikłane w życiowe problemy, obowiązki, ludzi i ciągle nie możemy być sobą.
Los sprawił, że piękna i inteligentna kobieta znalazła się na dnie rosyjskiego półświatka. Pozbawiona godności przez mężczyznę, z którym żyje, wydaje się nie mieć żadnych perspektyw. W jednej chwili, za sprawą innego „gentelmana”, agenta KGB, znalazła się w świecie luksusu, wielkich pieniędzy i sławy. Złożona jej propozycja nie do odrzucenia sprawia, że zostaje paryską modelką i jednocześnie agentką – zabójczynią, pracującą dla rosyjskich służb. Otoczona fascynacją świata męskiego ciągle żyje w poczuciu samotności.
Im więcej mamy, tym bardziej jesteśmy zniewoleni. Sława, pieniądze nie zaspokajają naszych wewnętrznych potrzeb. Często uzależniają nas od innych, powodując , że żyjemy w letargu i nawet nie próbujemy się wyzwolić. Dlatego Anna, pełna wewnętrznej siły i determinacji, za wszelką cenę, ryzykując swoim życiem, dąży do wymarzonej wolności, do której każda z nas została stworzona, upatrując w niej swoją godność.